niedziela, 21 kwietnia 2013

Początek

Elizabeth

Obudziłam sie w nieznanym mi pokoju. Dookoła było niebiesko, ściany wyłożone czymś miękkim, normalnie jak w izolatce w psychiatryku. Nie było ani drzwi ani okien, a jedynym meblem, poza materacem, na którym spałam, był stolik na samym środku pokoju, oczywiście równie biały co ściany i okrągły. Gdy spojrzałam na siebie, byłam ubrana w białą bluzke, białe spodenki do kolan i białe tenisówki. Normalnie Eli w świecie bieli. O, nawet mi się zrymowało. Przestraszyłam się, kiedy wreszcie dotarło do mnie, że jestem sama. Na początku zaczeła się panika, przez dobre pół godziny biegałam w kółko po pokoju i waliłam pięściami w sciany, wydzierając się okropnie. Ale w końcu postanowiłam pomyślec logiczno-racjonalnie, bo gardło zaczynało już boleć. "Słuchaj Beth" pomyślałam "siedż cicho i udawaj trupa, to przyjdą i cię wywalą". Ten pomysł wydał mi sie tak idealny, że od razu padłam na miękką podłogę i udawałam trupa.

Anabelle

Obudziłam się na cholernie niewygodnym, niemodnym i do tego BIAŁYM materacu. Pokój był cały BIAŁY, a ja niecierpie BIAŁEGO! Optócz materaca, na środku pokoju stał stary, brzydki stolik w stylu gotyckim. Brak okien i drzwi mnie troche zaniepokoił, ale to wcale nie było najgorsze, najgorszy to był mój strój. Byłam ubrana w za dużą o kilka rozmiarów koszulkę, spodenki jak dla chłopaka i zaszłosezonowe tenisówki. Jeszcze moje piękne blond loki upięte w koński kuc! A ubranie, nie zgadniecie, było BIAŁE! Wstałam i tupnęłam nogą, krzyżując ręce na piersi.
- Co to ma być?! Tato! Ja nie będę tak znieważana!- zaczęłam krzyczeć, patrząc na sufit. Szukałam wzrokiem jakiejś kamery, którą obserwował by mnie tato. "Ja sie tak nie bawi!" pomyślałam i usiadłam po turecku na podłodze, czekając aż tatko po mnie przyjdzie.

Elizabeth

Po dwóch godzinach udawania trupa poczułam, że ktoś delikatnie kopie mnie w żebra. "Koda!" pomyślałam i od razu otworzyłam oczy. Niestety, nademną zamiast Kody stał jakiś facet w czerwonym kostiumie i masce małpy. Gdy bym była w normalnej sytuacji wyśmiała bym go za ten strój.
- Wstawaj.- zakomenderował, a ja zrobiłam grzecznie to co kazał. W ścianie nagle pojawiła się wielka dziura, a my przez nią przeszliśmy. Znalazłam się wraz z małpą w białym korytarzu. Skręciliśmy w prawo i pokierowaliśmy się do czerwonych drzwi na końcu korytarza. Gdy przeszłam przez próg, znalazłam sie w czarnym pomieszczeniu. Na środku stały dwa krzesła, a na przeciwległej do mnie ścianie, na całej jej rozpiętości wisiał wielki, plazmowy telewizor. Po obu jego stronach przy ścianach było mnóstwo komputerów, a przy nich informatyków. Facet kazał mi usiąść na jednym z krzeseł, a na drugim siedziała...

Anabelle

Po tym jak facet przebrany za kapucynke przyszedł do mnie i kazał przyjść do jakiegoś obrzydliwie-niemodnego centrum dowodzenia, siedziałam sobie na brzydkim i niegustownym krześle, przodem do ekranu jakiegoś kina. Po pół godziny czerwone drzwi znów się otworzyły, ale nie miałam odwagi się odwrócić. Krzesło obok mnie ktoś zajął. Postanowiłam na tego kogoś spojrzeć i aż zamarłam! Obok siedziała dziewczyna identyczna jak ja, tylko zamiast blond loków miała je kruczoczarne. Patrzyła na mnie tak dobrze mi znanymi, zielonymi oczami, a ja nie mogłam się powstrzymać od zatkania swych ust. Dziewczyna zrobiła dokładnie to samo.
- Miło, że panie do nas dołączyły. Nazywam się Victor Patrovsky i jestem przyjacielem waszej matki. Jesteście, moje panny, w małym niebezpieczeństwie.- odezwał się facet, który jak by wyrósł przed nami spod ziemi. Był grupy i łysy, a jego broda była ruda jak u jakiegoś gnoma. Ubrany cały na zielono gnoma przypominał.
- Gdzie jest Koda i tata?!- odezwała się dziewczyna obok, miała taki sam głos jak ja.
- No właśnie, gdzie mój tato?!- nie pozostawałam dłużna. Dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, znów patrząc na Victora.
- Elizabeth, spokojnie. Anabelle, ty też się uspokój. Oni są bezpieczni, w pewnym sensie.- odpowiedział facet.

Elizabeth

- Co to znaczy w pewnym sensie?!- byłam wściekła, a ta dziewczyna, Anabelle, która była tak śmiertelnie podobna do mnie tylko tą wściekłość pogłębiała. Bałam się o mojego małego braciszka, o tate.
- Dziewczęta, byłyście tu piętnaście lat...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz