niedziela, 28 kwietnia 2013

W nogi, biegiem!

Anabelle
Po tym jak wyważyłyśmy drzwi stolikiem i biegiem pokonałyśmy korytarz, dobre piętnaście minut szukałyśmy wyjścia. Na szczęście się udało. Okazało się, że byłyśmy w starym szpitalu psychiatrycznym na obrzeżach wielkiego miasta. Kosmyki włosów powychodziły mi z włosowej korony, a Eli już jej nie miała, tylko długi warkocz, który podskakiwał gdy biegłyśmy. Byłam zrozpaczona, nogi mi powoli wysiadały, ale musiałyśmy biec dalej, jak najdalej od Centrum. Zaproponowałam, by pobiec do tego olbrzymiego miasta, co spodobało się mojej siostrze. Gdy tam dotarłyśmy okazało się, że jest wpół do ósmej.  Wielkie budynki, poklejone szyldami reklamowymi, ekranami i różnymi innymi badziewiami oświetlały całe miasto. Szłyśmy za ręce jednym z chodników, omijając sklepy już od dawna zamknięte. Doszłyśmy do samego centrum miasta, w którym mieścił się naprawdę piękny, oświetlony park. Ruszyłyśmy prędko w jego stronę. Przeszłyśmy się trochę jedną z alejek, gdy Eli zauważyła ławeczkę pod wierzbą. Była praktycznie niewidoczna, a wydała mi się świetnym schronieniem. Usiadłyśmy na niej w pokoju ze ścianami z gałęzi i liści drzewa.
- I co teraz?- spytałam dziewczynę zrozpaczonym głosem. Byłyśmy całkiem same, bez pieniędzy, dokumentów, dachu nad głową i ubrań.
- Wiesz, myślałam by poszukać pomocy. Jeśli na prawdę minęło piętnaście lat, to może Koda może pomóc.- zaproponowała, przytulając mnie. Dodało mi to trochę otuchy.
- Kto to Koda?- byłam ciekawa i chciałam zająć czymś myśli, chociaż na chwilę.
- Koda to mój młodszy brat przyrodni. Miał trzynaście lat jak mnie porwano, to znaczy nas... Zawsze mówił, że będzie miał własny bar.

Elizabeth
- Trzeba go znależć.- Ani była widocznie pocieszona myślą, że Koda mógłby nam pomóc. Ja za to nie myślałam nawet o tym, moje nogi aż pulsowały. Byłam zmęczona, głodna i było mi zimno. Sukienka była strasznie przewiewna i czułam się nieswojo. Chciałam już być w domu, przytulić się do taty, pomóc Kodzie w lekcjach i położyć się spać. Ale ta czasy wydawały mi sie już martwe, że nie wrócą.
- Choć.- powiedziałam po chwili i pociągnęłam za sobą Anabelle. Posłusznie poszła za mną. Postanowiłam znależć jakiś klub nocny o nazwie "Berie de Cosmo", co znaczyło... no nawet nie wiem, Koda nigdy o tym nie mówił. Tym razem znalazłyśmy się na ulicy pełnej klubów nocnych, jednych z najlepszych. Niektóre były już otwarte, inne się dopiero otwierały. Przeszłyśmy dwa razy ulice, ale żaden klub nie miał takiej nazwy, jaką mój braciszek sobie wymyślił. Były takie jak "Hot Del Babo" czy "Cosmo Vieta". Byłam załamana.
- Co my teraz zrobimy?!- łzy cisnęły mi sie do oczu.

Anabelle
Nie mogłam patrzeć na przestraszoną i smutną Bethy. Postanowiłam wziąść się w garsć i być tą mądrzejszą, dojrzalszą. Rozejrzałam się w pośpiechu. Klub już otwarty, w którym rozkręcała się właśnie impreza wyglądał chociaż troche przyzwoiciej od reszty.
- Choć, usiądziemy tam i troche sie uspokoimy. Robi się coraz zimniej.- pokazałam siotrze palcem równoległą ulicę i szyld z napisem "Hermana Sister". Przebiegłyśmy szybko przez cichą ulice i weszłyśmy do lokalu. Niczym nie róznił sie od takich, do których kiedyś chodziłam. Ściany były czarne, pod sufitem zgaszone już lampy. Wielki parkiet, pod ścianami tylko duże, skórzane kanapy. Po prawej od wejscia były schody najprawdopodobniej na góre, gdzie było więcej stolików i coś na kształt lorz w operze czy teatrze. Pod przeciwległą ścianą rozciągał się duży bar, za którym stały trzy barmanki, ubrane dosyc skromnie. Poprowadziłam siostre do najbliższej kanapy. Usiadłyśmy, a ja postanowiłam, że musze coś wykombinować.
- POczekaj, zaraz wracam.- powiedziałam, a Eli przytaknęła. Przeszłam się kilka razy po parkiecie, gdy wreszcie wypatrzyłam wystarczająco pijanego faceta, do moich niecnych planów. Jak mnie Esmeralda uczyła, niby przez przypadek w rytmie tańca podeszłam do niego i niechcący uderzyłam go biodrem [wiem jak to brzmi XD]. Zgrabnie i szybko zwinęłam portfel z tylnej kieszeni i spławiając go, wróciłam do Elizabeth. Siedziała głęboko zamyślona, ocierając pozostałości po łzach. Uśmiechnęła się na mój widok.
- Po co poszłaś?- spytała, wstając i podchodząc do mnie. Pomachałam jej portfelem przed nosem.
- Czasami umiejętności złodziejskie się przydają, słońce.- wzięłam ją za ręke i poszłyśmy do baru.

Elizabeth
Grzecznie poszłam za Ani. Miałam wyrzuty sumienia, że okradłyśmy jakiegoś niewinnego człowieka. To nie było zgodne z moją naturą, kradzież jest zła. Bels zamówiła dwie tequilie. Usiadłysmy na dwóch stołeczkach i sączyłyśmy drinki, myśląc o tym samym. W pewnym momencie obok mnie stanął jakiś przypadkowy chłopak, pewnie chcąc coś zamówić.
- Siema, jest Charrian? Mam to o co prosił.- zdębiałam, słysząc swoje nazwisko. I jeszcze liczba meska! To mógłbyć mój kochany braciszek, a nawet ojciec. Barmanka pokazała mu drzwi do zaplecza, a ja szturchnęłam w bok Anabelle.
- Wiesz co przed chwilą słyszałam?! Ten facet pytał się o jakiegoś Charrian, rozumiesz?- powiedziałam szeptem, całkowicie podekscytowana. Nie mogłam ukryć szerokiego uśmiechu. Natomiast Ani popatrzyła się na mnie jak na debilke.
- O kogo pytał?- no tak, ona nie wie jak mam na nazwisko!
- Ani, ja mam na nazwisko Charrian! Mój brat i ojciec mają na nazwisko Charrian!- tym razem powiedziałam troche podniesionym głosem. Zdecydowanie za dużo emocji. Ona też się w końcu ucieszyła. Postanowiłam odciągnąć uwagę barmanki i zamówiłam jeszcze cztery tequilie. Gdy się odwróciła, wstałysmy i otworzyłyśmy drzwi na zaplecze, wchodząc do środka. Był to korytarz prowadzący do trzech innych pomieszczeń. Wybrałyśmy te na przeciwko i znalazłyśmy się w takiej jakby poczekalni. Czułam słodkawy zapach marihuany  połączony z tytoniem i alkoholem. Za drzwiami dużo się działo. Zawachałam sie.
- Mój brat nie mógł by palić trawy! Nigdy nie pił! Anabelle, myślę, że to jednak nie on... W końcu, wielu ludzi może mieć na nazwisko jak ja.- miałam smutny głos, praktycznie już straciłam cały zapał.
- No choć, co nam szkodzi?! Może jednak on?- dziewczyna nie dawała za wygraną. Już chciałam się odezwać, gdy poczułam mocne uderzenie w głowe, a potem straciłam przytomność. Słyszałam jeszcze przez chwile krzyki Ani, a potem już  nic.

piątek, 26 kwietnia 2013

Arcygenialny plan

Elizabeth
Po wczorajszej rozmowie z Ani stwierdziłam, że musimy coś zdziałać.
Obudziłam się dość rano ze względu jak długo siedziałam u siostry. Na stoliku już leżało śniadanie, taki sam posiłek jak wczoraj. A wczoraj jeszcze dali nas na kolacje taką obrzydliwą breje, że razem z Anabelle postanowiłyśmy ją ochrzcić mianem "Miss obrzydliwości". Na podłodze leżało jednak coś nowego. Podeszłam, żeby się temu przyjrzeć i zauważyłam, że to nowy ciuch. Żółta sukienka w białe grochy do kostek i sandałki nie wróżyły niczego dobrego, moim zdaniem. Nawet włosy mi upieli! Miałam coś w rodzaju warkocza tak upiętego dookoła głowy, że wyglądał jak diadem. Były dwa warkocze, no bo moje włosy są sporawej długości, jakby nie patrzeć.
Po zjedzeniu bułeczek i przebraniu się (oczywiście też w nową bieliznę) zapukałam do małych drzwiczek i od razu je otworzyłam. Anabelle była ubrana i uczesana tak samo, tylko jej kolor włosów pasował do fryzury oraz sukienki. Uściskała mnie na powitanie, ale od razu się jakoś dziwnie skrzywiła i zaczeła śmiać.
- Ani?! Dobrze się czujesz?- przestraszyła mnie, zakładałam już najgorsze.
- Szkoda... że się... nie ..... widzisz.....!- wydukała, z trudem i dość nieudolnie próbując powstrzymać śmiech. Wziełam się pod boki i popatrzyłam na nią karcącym wzrokiem.
- Nie podoba ci sie moja nowa fryzura?
- Fryzura podoba, ale szminka jest bardziej twarzowa.- powiedziała i znów wybuchnęła śmiechem. Nie wiedziałam o co jej chodzi, więc podeszłam do stolika i wzięłam jeden z czystych tależy, żeby sie przejrzeć. Dookoła ust miałam nutelle, umorusałam się jak małe dziecko! Chwyciłam jedną z serwetek, zaczęłam próbować pozbyć się niechcianego makijażu. Gdy wreszcie mi sie udało, do pokoju weszli faceci-małpy i biorąc nas pod boki, zanieśli do sali głównej. Siłą każąc siadać na krzesłach.

Anabelle
Poranek z moją siostrą-brudaską był przemiły, a w sukience czułam się bajecznie. No, ale wreszcie głupie rzeczywistość, w której się znalazłyśmy, wróciła. Siedząc tak na tym czarnym krześle i trzymając Bethy za rękę doszłam do wniosku, że nikt nie będzie tak traktował mnie i mojej siostry, co to to nie! Gnom Victor wreszcie przybył, ubrany identycznie co poprzedniego dnia, tylko naburmuszony jak ropucha.
- No moje panny, dziś chciał bym żebyście troche poćwiczyły.- przemówił tym swoim basem, a ziemia się zatrzęsła. Dalej resztkami sił próbowałam powstrzymać śmiech, gdy Beth nad czymś rozmyślała.
- Niby co będziemy ćwiczyć?! Wycie do księżyca, czy może obrone przed metalowym krzyżem?!- w końcu nie wytrzymałam i zaśmiałam mu się w twarz. Poczerwieniała jeszcze bardziej niż gdy znieważyłyśmy jego "matke". Eli na znak, że w pełni mnie popiera kiwnęła delikatnie głową, dalej coś planując.
- Nie, słoneczko. Małżeńskie zachowania, takie jakie wasi mężowie będą chcieli w was widzieć.- odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem, a ja miałam ochote zdzielić go z liścia w twarz.
- Czyli na przykład?- dociekałam, spodziewając się usłyszeć o etykiecie, manierach i chodzeniu z książkami na głowie, jak to w dawnych czasach robiono.
- No na przykład różnych erotycznych póz, masażu ciałem i jak być grzeczną żoną w łóżku.- wyszczerzył się tak okropnie, że aż sie we mnie zagotowało. Ale ktoś z wyśmianiem go mnie wyprzedził.
- Sam se ich zadowalaj w łóżku, zboczony grubasie! Ja nie wyjde za żadnego nie-normalnego-psychola, a moja siostra ma psycholofobie, więc przykro mi. Znajdż se jakieś inne kretynki.- Beth była zła, to widać było w jej zwykle spokojnych oczach, które teraz były niepokojąco zimne i ... "zzzzzłłłłłeeee". Zaśmiałam się wytrze, podtrzymując wypowiedż mojej nowej, najlepszej przyjaciółki.Postanowiłam oczywiście dodać swoje trzy grosze.
- Wsadż se w dupe ten cały ślub, ja nie zamierzam zostawać niczyją żoną, a Bethy ma uczulenie na mężów!- w myślach przybiłam z nią piątke. Zerknęłam czy się zgadza, a jej uśmiech mówił sam za siebie. Grubas walnął pięścią w stół za sobą, na co aż podskoczyłam.

Elizabeth
Po tej ostrej wymianie zdań, czekała na mnie i Ani kara.
Po tym jak gnom kazał nas odprowadzić do "pokoi", zamkneli nam małe drzwiczki. Tak się tym zdenerwowałam, że jak tylko małpo-ludzie wyszli, zaczęłam moimi sandałkami kopać w nie z całych sił. Nikt nie będzie mnie znieważał! Kopałam tak dobre dwie godziny, gdy wreszcie się otworzyły. Od razu, bez zastanowienia wczołgałam się do pokoju siostry, a ona rzuciła mi się w ramiona.
- Uciekamy.- wyszeptałam, a ona się zgodziła, kiwnięciem głowy. Ani wstała razem ze mną i chwyciłyśmy stolik.
- Raz, dwa... TRZY!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Moja siostra

Elizabeth
Rozdziawiłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie mogłam. W głębi serca czułam, że jego słowa są rawdą, ale jakoś nie mogłam tej prawdy przełknąć. Wychodziło by na to, że mój tato jest staruszkiem, a brat ma... 28 lat! Siedziałam tak nieruchomo przed gnomowatym człekiem z oczami wbitymi w podłogę. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy i choć krztusiłam sie tym wszystkim, nie mogłam nabrać kolejnego oddechu. Bałam się, że to jednak nie sen, że zaraz się nie obudze. Dziewczyna obok o czymś z tym facetem dyskutowała, ale ich nie słuchałam, ja byłam daleko z tąd.

Anabelle
Normalnie na chwile mnie zatkało. Na szczęście od razu zdołałam się ocknąć.
- Ty jesteś jakimś nienormalnym psycholem! Wypuść mnie ale już, to wszystko jest chore!- krzyknęłam na łysego grubasa z nadzieją, że mnie posłucha, ale nadzieja matką głupich.
- Ani, proszę cię, uspokój się. Ty i twoja siostra nie jesteście do końca normalne.- mówił tak spokojnie. Myślałam iż tam wybuchne, jeszcze dowiedziałam się o mojej siostrze bliżniaczce, która teraz jakby nigdy nic siedzi sobie obok mnie. Zerknęłam na nią by zobaczyć jej reakcje, na widok łez ja też zaczęłam płakać.
- Jak to nie do końca normalne?- spytałam już ciszej. Chciałam jakoś wesprzeć na duchu tą Elizabeth, więc położyłam jej rękę na ramieniu. Spojrzała na mnie raz, a potem znów pogrążyła się w sobie.
- Nie jesteście ludżmi.- powiedział, jakbyśmy mówili o pogodzie. Ten smutek, który od siostry mi  się udzielił od razu prysł i zastąpiła go fala gniewu.
- I co jeszcze? Powiesz mi, że "Zmierzch" to naprawde film oparty na faktach, w lasach hasają sobie dwumetrowe wilki, a w kwiatkach mieszkają elfy?!- spytałam ironicznie.
- Anabelle, wampiry i wilkołaki istnieją...- powiedział cicho, a ja zaśmiałam mu sie w twarz.
- A ja i Eli jesteśmy księżniczkami wampirzego rodu i musimy poślubić wilkołaczych księciów, by wreszcie w naszym królestwie zapanował pokój i harmonia?!- dziwne, że jeszcze nie zaczęłam przeklinać.

Elizabeth
Wróciłam do rzeczywistości po geście Ani, który sporo podniósł mnie na duchu. Słuchając jednak ich wymiany zdań zaczęłam się o nas obie matwić. Wszystko wskazywało na to, że jest nie żle porąbany. Jeszcze ta gadka o wampirach i wilkołakach, no gościu zbyt kreatywny nie jest.
- Nie mamy pięciu lat, takie bajki to se wciskaj dziecią z przedszkola.- odezwałam się, zanim zdołał odpowiedzieć na ostatnie pytanie siostry. SPojrzałam na nią w tym samym momencie co ona na mnie i się uśmiechnęliśmy. Victor się nie żle zdenerwował.
- Nie, słodziutkie. Jesteście córkami królowej, Wielkiej Matki Dalayli. Jesteście mieszańcami ludzi i Sniklesy. I do waszej wiadomości, na prawde musicie wziąść ślub z księciami wampirzym i wilkołaczym, moje panny.- wręcz wykrzyknął. Tym razem to ja zachowałam zimną krew.
- Weś ty się lecz! Może i jesteśmy Sniklesy'ami oraz przypuśćmy, że wampiry i wilkołaki istnieją. Nie wyjdziemy za mąż za kolesi, których nawet nie widziałyśmy na oczy, ja pierdole!- wydarłam się, łapiąc Ani za rękę. Ona wstała razem ze mną i obie rzucałyśmy pioruny z oczu w strone tego popierdoleńca. Wściekł się tak, że aż poczerwieniał.
- Dość zniewarzania mojej rasy, rasy wampirów i Wielkiej Matki Dalajli! Do pokoi!- powiedział, a ludzie-małpy złapali każdą z nas z osobna i zatargali do pokoi.
Dopiero gdy znalazłam się w moim, zauważułam metrowe drzwi, a na nich literkę A. Na stoliku leżały gorące bułeczki, Nutella i sok pomarańczowy. I wtedy poczułam ogromny głód. Przez te emocje zapomniałam, że nic od rana nie jadłam.

Anabelle
Byłam wściekła, ale na szczęście po napełnienia brzucha bułeczkami z nutellą złość mi roche przeszła. Teraz pochylałam się nad drzwiami z literką E. Byłam ciekawa co za nimi jest, ale bałam się też iż może to sie okazać pułapką. Nie dość tego już tęskniłam za siostrą, kiedy trzymałyśmy się za ręcę połączyła nas niewidzialna więś. Już chciałam chwycić za klamkę, bo ciekawość wzieła góre, gdy drzwi same się otworzyły, a z nich na czworaka wyszła Eli.
- O, cześć!- przywitała się, siadając na podłodze po turecku i opierając plecy na drzwiach. Usiadłam w identycznej pozycji na przeciwko niej, odwzajemniając uśmiech.
- Cześć. Słuchaj, nie przedstawiłam się, jestem Anabelle. Podobno jesteśmy...
- Siostrami? Ja jestem Elizabeth, ale mów poprostu Beth. Powiedz, jaka jest mama?- spytała, a ja sie popatrzyłam na nią jak na wariatke, unosząc jedna brew.
- Mieszkam tylko z tatą, myślałam iż to ty jesteś z mamą.
- Nie, mieszkam z tatą i młodszym bratem... To znaczy mieszkałam. Jak myślisz, co to może znaczyć?
- To na pewno nie znaczy nic dobrego, siostrzyczko...

niedziela, 21 kwietnia 2013

Początek

Elizabeth

Obudziłam sie w nieznanym mi pokoju. Dookoła było niebiesko, ściany wyłożone czymś miękkim, normalnie jak w izolatce w psychiatryku. Nie było ani drzwi ani okien, a jedynym meblem, poza materacem, na którym spałam, był stolik na samym środku pokoju, oczywiście równie biały co ściany i okrągły. Gdy spojrzałam na siebie, byłam ubrana w białą bluzke, białe spodenki do kolan i białe tenisówki. Normalnie Eli w świecie bieli. O, nawet mi się zrymowało. Przestraszyłam się, kiedy wreszcie dotarło do mnie, że jestem sama. Na początku zaczeła się panika, przez dobre pół godziny biegałam w kółko po pokoju i waliłam pięściami w sciany, wydzierając się okropnie. Ale w końcu postanowiłam pomyślec logiczno-racjonalnie, bo gardło zaczynało już boleć. "Słuchaj Beth" pomyślałam "siedż cicho i udawaj trupa, to przyjdą i cię wywalą". Ten pomysł wydał mi sie tak idealny, że od razu padłam na miękką podłogę i udawałam trupa.

Anabelle

Obudziłam się na cholernie niewygodnym, niemodnym i do tego BIAŁYM materacu. Pokój był cały BIAŁY, a ja niecierpie BIAŁEGO! Optócz materaca, na środku pokoju stał stary, brzydki stolik w stylu gotyckim. Brak okien i drzwi mnie troche zaniepokoił, ale to wcale nie było najgorsze, najgorszy to był mój strój. Byłam ubrana w za dużą o kilka rozmiarów koszulkę, spodenki jak dla chłopaka i zaszłosezonowe tenisówki. Jeszcze moje piękne blond loki upięte w koński kuc! A ubranie, nie zgadniecie, było BIAŁE! Wstałam i tupnęłam nogą, krzyżując ręce na piersi.
- Co to ma być?! Tato! Ja nie będę tak znieważana!- zaczęłam krzyczeć, patrząc na sufit. Szukałam wzrokiem jakiejś kamery, którą obserwował by mnie tato. "Ja sie tak nie bawi!" pomyślałam i usiadłam po turecku na podłodze, czekając aż tatko po mnie przyjdzie.

Elizabeth

Po dwóch godzinach udawania trupa poczułam, że ktoś delikatnie kopie mnie w żebra. "Koda!" pomyślałam i od razu otworzyłam oczy. Niestety, nademną zamiast Kody stał jakiś facet w czerwonym kostiumie i masce małpy. Gdy bym była w normalnej sytuacji wyśmiała bym go za ten strój.
- Wstawaj.- zakomenderował, a ja zrobiłam grzecznie to co kazał. W ścianie nagle pojawiła się wielka dziura, a my przez nią przeszliśmy. Znalazłam się wraz z małpą w białym korytarzu. Skręciliśmy w prawo i pokierowaliśmy się do czerwonych drzwi na końcu korytarza. Gdy przeszłam przez próg, znalazłam sie w czarnym pomieszczeniu. Na środku stały dwa krzesła, a na przeciwległej do mnie ścianie, na całej jej rozpiętości wisiał wielki, plazmowy telewizor. Po obu jego stronach przy ścianach było mnóstwo komputerów, a przy nich informatyków. Facet kazał mi usiąść na jednym z krzeseł, a na drugim siedziała...

Anabelle

Po tym jak facet przebrany za kapucynke przyszedł do mnie i kazał przyjść do jakiegoś obrzydliwie-niemodnego centrum dowodzenia, siedziałam sobie na brzydkim i niegustownym krześle, przodem do ekranu jakiegoś kina. Po pół godziny czerwone drzwi znów się otworzyły, ale nie miałam odwagi się odwrócić. Krzesło obok mnie ktoś zajął. Postanowiłam na tego kogoś spojrzeć i aż zamarłam! Obok siedziała dziewczyna identyczna jak ja, tylko zamiast blond loków miała je kruczoczarne. Patrzyła na mnie tak dobrze mi znanymi, zielonymi oczami, a ja nie mogłam się powstrzymać od zatkania swych ust. Dziewczyna zrobiła dokładnie to samo.
- Miło, że panie do nas dołączyły. Nazywam się Victor Patrovsky i jestem przyjacielem waszej matki. Jesteście, moje panny, w małym niebezpieczeństwie.- odezwał się facet, który jak by wyrósł przed nami spod ziemi. Był grupy i łysy, a jego broda była ruda jak u jakiegoś gnoma. Ubrany cały na zielono gnoma przypominał.
- Gdzie jest Koda i tata?!- odezwała się dziewczyna obok, miała taki sam głos jak ja.
- No właśnie, gdzie mój tato?!- nie pozostawałam dłużna. Dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, znów patrząc na Victora.
- Elizabeth, spokojnie. Anabelle, ty też się uspokój. Oni są bezpieczni, w pewnym sensie.- odpowiedział facet.

Elizabeth

- Co to znaczy w pewnym sensie?!- byłam wściekła, a ta dziewczyna, Anabelle, która była tak śmiertelnie podobna do mnie tylko tą wściekłość pogłębiała. Bałam się o mojego małego braciszka, o tate.
- Dziewczęta, byłyście tu piętnaście lat...

piątek, 19 kwietnia 2013

Wstęp

Anabelle

Dzień w Cuenca właśnie wstawał tak jak mieszkańcy willi w najbogatszej dzielnicy miasta.
Dom pana Manss, największego biznesman'a w Hiszpanii, stał w dzielnicy willowej "Distrito de oro". Mężczyzna od lat wychowywał dziewiętnastoletnią córkę. Kiedy Manss już poszedł do pracy, dziewczyna właśnie wstała, będąc w samej bieliżnie. 
- Tato?- zawołała, wchodząc do nowoczesnej kuchni. Na stole już stygły naleśniki. Gdy po dziesięciu minutach nikt jej nie odpowiedział, wzrószyła ramionami i usiadła przy stole, zajadając się śniadaniem i popijając go sokiem pomarańczowym. Po zaspokojeniu głodu włożyła zielony top, białe rurki i czarne szpilki, poczym ruszyła na miasto. Dzień wczesniej umówiła się ze swoim kochanym chłopakiem, Diegiem, i przyjaciółką, Esmedą. 

Elizabeth

Dziewczyna jak co dzień obudziła się w swoim małym pokoju, który dzieliła z młodszym bratem. W podkoszulce i starych dresach wyszła z pokoju po ciuchu i weszła do małej kuchni. Wyjeła płatki, dwie miski i mleko, op czym zrobiła zwykłe, codzienne śniadanie. Dziewczyna juz kończyła swoje śniadanie, gdy do "salonu" wszedł młody chłopak, na oko trzynaście lat w zwykłych bokserkach i bluzce.
- Koda, masz tu płatki. Kiedy wychodzisz do tego twojego kumpla?- spytała, odstawiając swoją miske do zlewu i wchodząc do łazienki. Wyszła po chwili w czarnych, przetartych lekko rurkach, białej bluzce i dresowej bluzie. Ranek w Vigo był tak samo szary, jak wysokie i smutne blokowiska, których w tym mieście było aż za wiele. Cały hiszpański margines, jak to "porządni" ludzie mówili mieszkał właśnie tam. 

Anabelle

Dziewczyna spędzała kolejny świetny dzień w centrum z Diegiem i Esmedą, chodząc po sklepach i wypoczywając na deptaku. 
Kiedy zaczeło się ściemniać, Ani postanowiła wrócić do domu. Była już w połowie drogi, gdy przypomniało jej się, że zostawiła komórke u przyjaciółki w torebce. Zawróciła z nadzieją, ze jeszcze ich złapie. Niestety, udało jej sie. Gdy wróciła na rynek i odnalazła wzrokiem dwójke swoich najblizszych osób, całowali się namiętnie, a ręce Diega usadowiły się na pośladkach Esmedy. Anabelle bez zastanowienia zaczeła biec w strone domu ze łzami w oczach.

Elizabeth    

Po zakupach i załatwieniu wszystkich ważnych spraw, pod koniec dnia Ellie wróciła do domu. Koda i pan Charrian oglądali razem kreskówki. Mimowolnie usmiechnęła sie na ten widok.
- I co tam u Jose?- spytał mężczyzna, widząc swoją jedyną córke. Był budowlańcem i pracował ciężko codziennie, nawet w tą właśnie niedziele. Chociaż wszystko zawsze było na jej głowie, bardzo kochała swoją małą rodzinkę.
- Tato, daj se spokój. Jose to tylko mój przyjaciel, nic więcej.- odpowiedziała i wypakowała wszystkie zakupy. Po dwugodzinnej grze w chińczyka, cała trójka położyła się spać.

Anabelle

Przez długi czas nie mogła zasnąć, łkając cicho w poduszke. Kochała ich oboje, z Esmedą przyjażniły się od przedszkola, Diego był jej pierwszą miłością. A jednak wszystko skończyło się jak zwykły sen. Zasnęła około północy, zmęczona tym wszystkim.